O mnie

Moje zdjęcie
Z zawodu położna, prywatnie zakręcona szatynka, taka tam emigrantka mieszkająca w Wielkiej Brytanii, która ma bzika na punkcie kultury Bliskiego Wschodu. Lubi tańczyć, zwiedzać nowe miejsca, fotografować, poznawać nowych ludzi i... podjadać czekoladę ;P

środa, 13 kwietnia 2011

Nauka języka arabskiego cz. II

Tak jak sobie obiecałam wczoraj, dzisiaj powrócę do nauki tego trudnego języka. Właśnie siedzę w bibliotece i uświadomiłam sobie, że zapomniałam wziąć ze sobą notatki, które jeszcze wydrukowałam sobie w Polsce. No trudno się mówi, przeżyję. Tym bardziej, że mogę ściągnąć sobie notatki jeszcze raz z fajnej stronki, gdzie można znaleźć wiele materiałów, o TUTAJ. Teraz konkretnie korzystam z Peace Corps Arabic in Jordan ( PDF + MP3 ).

Muszę stwierdzić, że zaczynając naukę rok temu nie sądziłam, że to będzie aż tak trudne pod względem organizacji. Mam tutaj na myśli organizację pod tytułem: od czego zacząć najpierw? Alfabet, słówka, gramatyka, proste zdania...? Mówić, pisać i czytać od razu czy po kolei..? Na początku doszłam do wniosku, że najlepiej jest zacząć od wszystkiego po trochu, tzn nauczyć się słówka, wymówić je, przyjrzeć się jak ono jest zapisane w języku arabskim i na końcu ze zrozumieniem kolejnych liter zapisać własną wersję koślawych szlaczków. Strasznie czasochłonna robota. Może to jest nawet fajny sposób, ale niestety jest to dla osób o dużych pokładach wolnego czasu, chęci do żmudnej pracy i cierpliwości przede wszystkim. Nie twierdzę, że tak jest tylko z tą metodą - jest z każdą podczas nauki nowego języka czy nauki czegokolwiek, by móc daną rzecz zrozumieć - ale wierzę, że istnieje szybszy sposób. Dlatego wymyśliłam, że spróbuję nowej metody, czyli takiej, gdzie:
  1. najpierw nauczę się mówić, tzn nauczę się tak, by móc się porozumieć z kimkolwiek;
  2. następnie (rozpoznając litery arabskie i ich różne zmiany kształtów na początku, w środku i na końcu wyrazu), przeczytać proste słowa i/lub zdania;
  3. na końcu napisać cokolwiek na kartce z tego co już umiem.
Nie jest to odkrycie nowe, ale jestem ciekawa jak ta metoda się sprawdzi. Generalnie rzecz biorąc myślę, że nawet podświadomie taką kolejność sobie wybrałam od samego początku (wkuwając słówka i wyrażenia), ale nigdy się nad tym nie zastanawiałam ;) Tak to jest kiedy człowiek czegoś bardzo chce i chciałby mieć to już wszystko od zaraz, ale tak się nie da ;) Jeszcze pewnie na końcu wyjdzie, że pomieszam obie możliwości i tez będzie ok, za bardzo zakręcona chyba jestem ;) No cóż, każda metoda dobra, jeśli prowadzi do wyznaczonego celu ;)

Kolejną zmianą jaką dokonałam (choć nie do końca) jest nauka dialektu. Wcześniej podałam linka do materiałów (aktualnie z nich korzystam), które de facto są typowo nastawione na naukę dialektu używanego w Jordanii. Skąd kolejny pomysł? Wiele razy rozmawiałam z ludźmi przez internet, pochodzącymi z różnych krajów arabskich, z którymi próbowałam ćwiczyć to, czego się nauczyłam do tej pory. Poniekąd podstawowe wyrażenia wg. literackiego języka arabskiego (których uczyłam się z zakupionej książki) wymawiałam prawidłowo, jednak każda napotkana osoba wraz ze swoim dialektem ze swojego kraju ciągle mnie poprawiała mimo, że poprzednia nauczyła mnie "też dobrze". Zaczęło mi się to coraz bardziej kręcić, sama w końcu nie wiedziałam jak jest poprawnie, dlatego postanowiłam, że skonkretyzuję zakres swojej nauki na język literacki (podobno każdy posługujący się arabskim mnie zrozumie, gdyż jest to podstawowa forma języka) oraz jeden dialekt, i - jakby inaczej być nie mogło - padło na jordański; nie jestem fachowo dokształcona w tym zakresie, ale mam na myśli tutaj zbiór podobnych do siebie języków potocznych, który fachowo się nazywa: Levantine Arabic.

Wracam do nauki. Na koniec zdjęcie, które wykonał mój młodszy (i jedyny jakiego mam) 13-letni brat po mojej wyprowadzce z domu - plakat na moich drzwiach, wykonany przeze mnie, stanowiący łatwy pogląd na alfabet w chwilach zwątpienia podczas nauki. Prawdopodobnie już nie wisi na swoim miejscu, ale co się dziwić - cały pokój należy już do niego, a on woli innego rodzaju plakaty, na szczęście z jakimiś potworami z bajek, "na szczęście" - bo nie z nagimi panienkami.. ;)

3 komentarze:

  1. wspieram w spelnieniu marzen :))
    tez chciala bym zobaczyc Jordanie, z Dubaju juz mi do tego miejsca blizej :))
    pozdrawiam i dodaje do ulubionych blogow

    OdpowiedzUsuń
  2. Ajajaj, Dubaj też mi się marzy, ale na pewno na mojej liście wycieczek jest za Jordanią ;)
    Dziękuję za wpis, będę do Ciebie zaglądać! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ojj,cos ni tu pachnie jordanskim romansem ;) ,lepiej abys naprawde wybrala sie do jordanii :)
    czytasz moze jordania oczami polki? Ja poznalam ja osobiscie,ba nawet bylam gosciem w jej domu ! i zareczam ci ,ze jej zycie nie jest takie slodkie jak to opisuje w swoim blogu. Zycie z muzulmaninem wymaga wielu wyzeczen...kolegow,czasem kolezanek i swobodnego wychodzenia z domu o sposobie ubierania sie nie wspomne :))))

    OdpowiedzUsuń