Biorę się za alfabet. Jakieś szlaczki, robaczki, Bóg wie co jeszcze... ciężko idzie, ale bardzo zaangażowana w zadanie pochłaniam nową wiedzę. Na drugi dzień idzie mi coraz lepiej, wypowiadam cały alfabet, niestety gorzej z czytaniem czy pisaniem - zerkam na alfabet co chwilę i gubię się co chwilę. Uświadamiam sobie, że to zajmie mi trochę czasu, tylko bez stresu i bez nerwów..
Postanowiłam zaopatrzyć się w jakiś podręcznik z płytą do nauki języka. Na następny dzień mam misję: idę do księgarni dokonać zakupu pomocy naukowej. Przedzierając się przez miasto w korkach docieram do sklepu, szukam cierpliwie na półkach w odpowiednim dziale, i znalazłam - ostatnią, jedyną dostępną - biorę! Już po drodze do domu pilnie rozpoczęłam lekturę nowej książki. Słówka ciężko wchodzą jak alfabet, mimo transkrypcji na nasz normalny alfabet... No cóż potrzeba przecież czasu.
Przez pewien okres w minionym 2010 roku, w którym działą się ta akcja, myślę, że podołałam podstawowym słówkom i do dnia dzisiejszego z pełną świadomością mogę powiedzieć, że potrafię:
- zwroty grzecznościowe, jak się przywitać, pożegnać, powiedzieć skąd jestem, zapytać o imię, odpowiedzieć jak się czuję - takie tam, o, "najprostsze" podstawy ;)
- liczyć do 10 i może nawet do 100 jeśli sobie przypomnę konstrukcję ;P
- powiedzieć dni tygodnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz