No tak... zebrało mi się na wspomnienia, dlatego zakładam nowy cykl tematów o medycynie, a ściślej ujmując - o moim położnictwie.
Powinnam chyba zacząć od początku.
Było to tak. Staję przed wyborem przedmiotów:
- Historia - nie, nie lubię zapamiętywania dat;
- WOS - polityka? Byle jak najdalej (poza tym "wszyscy" zdawali.. bo łatwa);
- Matma - ooo nie, dzięki Bogu, nie było przymusu jej zdawania;
- Fizyka - jeszcze gorzej...
- Chemia - nie czułam się w tej dziedzinie na tyle dobra, żeby w niej startować;
- Geografia - no coś bardziej dla mnie;
- Biologia - interesuje mnie tylko działka
No to mam. Biologia podstawowa, geografia rozszerzona (żeby biologia goła nie stała na świadectwie, to wzięłam gegrę też).
Matura poszła całkiem całkiem. Suma sumarum na ekonomiczną w Poznaniu z geografią i angielskim się nie dostałam, ale za to poznański medyk otwiera przede mną drzwi aż na 2 kierunki: pielęgniarstwo i położnictwo. „O matko” – myślę sobie – „ja i medycyna? Ja i odpowiedzialność za zdrowie i życie innych ludzi? Masakra jakaś, to nie dla mnie..” Ostatecznie po wypisaniu sobie „+” i „-” obu zawodów, wybrałam położnictwo – zawsze interesował mnie ten temat, ale nigdy nie sądziłam, że podejdę do tego profesjonalnie i stanie się to moim sposobem zarabiania na życie. W sumie zawsze ze studiów mogę zrezygnować i żaden pacjent przeze mnie nie ucierpi..
W Polsce zawody medyczne nie są doceniane lapowkarze, konowaly etc.
OdpowiedzUsuń