Dawno nie pisałam tutaj, ale o blogu pamiętam. Przyznaję, że nie zawsze mam siłę napisać cokolwiek będąc przed praca lub po niej, nie pozostaje mi nic innego jak przeprosić i obiecać poprawę.
Uprzedzam, że będzie to długi post raczej, więc życzę powodzenia ;)
SOBOTA, 11.06.2011
Od wczoraj źle się czuję. Po pracy, o godzinie już 17 po obiedzie stwierdziłam, że pójdę na drzemkę, tak na 2 godzinki. Taa... Moja drzemka trwała 4 godziny, co skutkowało pobudką o 21 i bólem głowy. Stwierdziłam, że nie będę się męczyć, wezmę tylko szybki prysznic, przygotuję śniadanie do pracy na jutro - bo idziemy z D. na nadgodziny w ten weekend - i idę znowu spać.
Godz. 4:20, pobudka. Ból głowy jeszcze silniejszy niż dnia poprzedniego i jeszcze jakoś tak dziwnie mi gorąco. Mierzę temperaturę, ale nic nie wskazuje na to, że mam gorączkę. Termometr mówi swoje 36,7, w sumie sprawdzając temp. ręką skóra nie była wcale gorąca ani nic, a ja czuję, że się gotuję w środku. Dodam, że tym bardziej nie było to dla mnie normalne, bo zawsze o tej porze jest mi strasznie zimno jak wychodzę z łóżka i zakładam na siebie bluzę i polar. Nie wiem co mi jest, ale tak jakoś mi słabo i strasznie ta głowa boli w płacie czołowym, zaraz nad oczami (tak migrenowo można powiedzieć). Od razu mój luby zaczął snuć swoje medyczne analizy, że to może tym "coli" się zaraziłam (chodzi o bakterię E. Coli pustoszącej ostatnio Niemcy; taki z niego medyk jak ze mnie ogrodnik). No to ja mu mówię, że już dawno bym zakichała toaletę krwią, więc nie ma się czym przejmować i ma iść do tej pracy beze mnie, ja sobie poradzę. Przygotował mi stół pełen prowiantu, wodę mineralną i gorącą herbatę z cytryną, leki przeciw-wszystko i witaminy też, nakazał napisać smsa jak będzie mieć przerwę w pracy, dał buzi i pojechał. Ja coś tam podziubałam z tego prowiantu, wypiłam herbatę, połknęłam tabletkę i poszłam spać.
Po 9:00 obudził mnie ryk dziecka z piętra wyżej. Myślałam, że mnie faktycznie krew zaleje i zafajdam wszystko w łazience, którą zdążyłam gruntownie posprzątać kilka dni temu. Ja nie wiem co oni temu dzieciakowi robią, że tak potrafi wrzeszczeć. A na moje nieszczęście ściany są tu tak cienkie, że słychać prawie wszystko. Słyszę jak ci właśnie sąsiedzi-delikwenci chodzą po mieszkaniu (potrafię z precyzyjną dokładnością powiedzieć w którym miejscu obecnie się znajdują), jak głośno rozmawiają po tym swoim litwińkim, nawet słyszę jak chrapią od czasu do czasu no i oczywiście jestem na bieżąco co do ich życia seksualnego, którym wcale nie jestem ani trochę zainteresowana.
No to sobie mówię - to nic, zjem sobie coś przy okazji, zadzwonię do Polski co tam u rodzinki i spróbuję znowu zasnąć. O 10:30 zgodnie z obietnicą wysyłam smsa do chłopaka, że żyję, po czym udałam się na kolejną drzemkę.
Godz. 12:35. Słyszę jakiś dzwonek telefonu, ale nie przypominał mojego, więc znowu przymknęłam oczy. Dzwoni drugi raz. Słyszę, że to dźwięk wydobywający się z szuflady, więc pewnie to stary telefon mojego samca, który zostawił w domu (nowy telefon z nowszym numerem wziął ze sobą). Patrzę na nieodebrane rozmowy a tam.. nasza Landlord ( a w sumie Lanlady, bo to kobieta jest). Czego ona chce?
5 minut później słyszę, że ktoś puka do drzwi. Ja - zaspana w łóżku - pierdzielę, nie otwieram, nie przyjmuję gości dzisiaj, niech mnie pocałują w .... . W końcu mój D. ma klucz zawsze i nie puka do siebie do chaty. Nagle.. ktoś otwiera drzwi kluczem, patrzę za siebie, a w drzwiach stoi.. Landlady! No chyba jej się coś grubo po...myliło. Zaczęła mnie tym swoim łamanym angielskim przepraszać i że przyjdzie później (a widziałam, że za nią ktoś stoi). Jakim prawem ona włazi mi do chaty bez uprzedzenia?? Dlaczego do mnie nie próbowała zadzwonić (przecież też ma mój numer)?? A co by było gdybym pojechała też do pracy..?? A co w ogóle się tu działo jak nas nie było?!? Mam ochotę ją zabić. A niech idzie do diabła.
Nie miałam wyboru, musiałam się ogarnąć i przy okazji chatę też (chociaż była posprzątana, ale wiadomo, ze stołu trzeba sprzątnąć, pozmywać co trzeba, itd.). Nadal nie czuję się pełna sił, ale przynajmniej głowa nie boli i temp. wydaje się być normalna (zarówno wewnętrzna jak i zewnętrzna ciała). Chciałam iść pod prysznic, a tu znowu ciepłej wody nie ma (#%$^#^&$). Próbując się uspokoić stwierdziłam, że nawet ładnie jest na dworze, to wystawię stół, krzesło, parasol i sobie na dworze posiedzę i zrelaksuję w miarę możliwości, a w chacie niech się porządnie wywietrzy. Pół godziny później mogłam już wszystko zwijać, zaczęło kropić i niebo granatowe się zrobiło. Po 15 minutach znowu słońce... Nie wytrzymam, dobijcie mnie.
14:30, samiec wraca z pracy. Wszystko mu opowiadam, a ten dzwoni zaraz do Landlady spytać o co chodzi. No i się okazało, że ma przyjść jakiś facet z pomiarami do kuchni, sprawdzić rury czy coś. No ok, może to znowu chodzi o ten brak ciepłej wody (już z 3 lub 4 raz tak jest). Ona mówi, że sama zjawi się później, a facet "złota rączka" zjawi się wcześniej, tak za ok. pół godziny.
Mija 16:00, zjawia się facet. Wiedzieliśmy wcześniej, że to Polak, więc pogadaliśmy po polsku. Okazało się, że tutaj planowany jest remont i to od dawien dawna. Jaki do cholery remont?!?! Nigdzie tego w umowie nie ma!! Niech no tylko ona tu przyjdzie, wszystko jej wygarnę, mam już kompletnie wszystkiego dosyć. Niby ona sama jest w porządku.. tzn. była, bo już niestety dobrego zdania o niej nie mam. Niech się za cyce na drzewo powiesi, ja się stąd nie ruszam i nic nie będzie tu grzebane, kiedy ja wynajmuję to "mieszkanie" - bo trudno to mieszkaniem nazwać, czy choćby kawalerką. Jest to pokój, który jednocześnie jest sypialnią i kuchnią (będzie razem z 3x5 m myślę), do tego mała łazieneczka (takie 2x2,5 m) i "przedpokój" (czy jak to tam nazwać), w której stoi szafa i krzesło. A do tego dodam, że kiedyś w tym domu (z którego zostały wydzielone owe "mieszkania"), to pomieszczenie, w którym obecnie żyjemy było tylko i wyłącznie kuchnią, więc można sobie łatwo wyobrazić rozmiar kuchni w typowym szeregowcu.. Ale nawet niech nie próbuje proponować mieszkania (pokoju..) zastępczego na powiedzmy tydzień czy dwa, bo ja nie mam zamiaru co chwilę się przeprowadzać, a całego swojego (małego ale zawsze) dobytku nie zostawię na czas remontu na pastwę losu jakichś robotników czy Bóg wie czego.
Aż z nerwów nie chciało mi się jeść, ale w końcu coś sobie małego upichciłam i czekamy na tą przeklętą wiedźmę, od której wynajmujemy flat'a. Idę się położyć i obejrzeć South Park'a na rozluźnienie.
CZĘŚĆ 2: => TUTAJ <=
a gdzie cd??
OdpowiedzUsuńjuż jest następny i będą kolejne :>
OdpowiedzUsuń